i wysypywano je piaskiem, a nawet już goście spożywali śniadanie. Ewa zajęła miejsce w kącie i kazała sobie podać kawy. Jakoś na tę »kawę« skrzywiono się, wolała tedy poprzestać na herbacie. W pobliżu siedzieli dwaj panowie, nachyleni ku sobie i zajęci żywo rozmową. Ewa nie zwracałaby na nich uwagi, ale oni swoją zwrócili na nią w taki sposób, że musiała patrzeć i czuwać.
Byli obadwaj młodzi (mieli najwyżej po dwadzieścia kilka lat), ubrani z nadzwyczajną, przesadną elegancyą. Siedzieli w paltotach i kapeluszach. Paltoty były z jedwabnemi podszewkami, buciki lakierowane, kołnierzyki, krawaty, kapelusze, mankiety najświeższej mody.
Jeden z tych panów był bardzo piękny, z czarnym leciutkim wąsikiem, prawdziwie ozdabiającym górną, ponsową wargę. Drugi miał jedno oko wybite, czy zapadnięte, w niem monokl, rysy nie tak piękne, jak pierwszy, ale niezwykłe, niezapomniane, wpadające w oczy. Uderzyło to Ewę, że ów piękny, wyglądający na eleganta pierwszej wody, ręce miał ohydne, jak rataj, wielkie, z ordynarnemi pazurami. Po drugie — pili wódkę w tej »cukierni« i zajadali kiełbasę, owiniętą w gazetę. Piwo usłużnie i szybko podawała blada dziewczynka, okryta chustką, przynosząc je skądś z zewnątrz, jakby z ulicy.
Piękny brunet nie spuszczał z Ewy oka. Poczęło ją to drażnić. Spojrzała na niego po swojemu, spojrzeniem młodej, cudnej, hardej dziewczyny, gniewnem i okrutnem, — żeby odtrącić o cztery mile. Ale tu, może pierwszy raz w życiu, spotkała się z oporem nie
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.