ozdobne, odmalowane na kolor — brr! — niebieskawy. Z biegiem czasu, przed koszarami i za koszarami, słowem na wygwizdnem, powstały domki, zazwyczaj z ganeczkami, — również mało ozdobne, — ale wzdłuż drogi.
Ziemia cudnej urodzajności wyhodowała wnet warzywne ogrody i owocowe sady — i tak sobie, jakoś nieznacznie i poniekąd wbrew woli, powstała ulica. Nie było to przedmieście, ani wieś, ani miasto. Człowiek łatwowierny, skory do wniosków i nie spoglądający na zjawiska z punktu widzenia materyalistycznego, przytem oczytany, — mógłby był popaść w ekstazę na widok dworków, ganeczków, parkanów, sadów... Nic z tego! Dzielnica, o której mowa, nie miała nic wspólnego ani z dworkami na Antokolu, ani z żadnemi zgoła Bożemi czeladkami.
Powiedzmy otwarcie: dworki owe były wybudowane przeważnie przez Polaków mojżeszowego wyznania, — a nadto dodajmy, — z materyałów w rozmaity sposób pozostałych od budowy wyż wzmiankowanych koszar. Nie tylko zresztą drzewo, wapno, cegła, kamień i tym podobne gonty, ale nawet farba niebieskawo-łzawa, powlekająca ściany, była na całej ulicy jednaka, jeżeli tak można się wyrazić, koszarowo-żydowska. W dworkach od frontu mieszkali przeważnie zamożni izraelici, na tyłach mieścili się chrześcijanie najbardziej niezamożni. Mieszkania tam były bajecznie tanie ze względu na odległość od miasta, brak chodników, latarń i prawdopodobieństwo obdarcia z przyodziewku, osobliwie w nocy, każdego, kto, nie mając od natury danych sił odpowiednich i okutego drąga,
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.