lśniącej, rodzaj spłaszczonego cylinderka, z szerokiem rondem i rozszerzeniem w kierunku dna. Kapelusz otoczony ponsową woalką nieopisanie pięknego koloru. Obnażona szyja i błękitny paltocik z bufiastymi rękawami. Ach, ty śliczna, ty przecudowna, ty śmieszna! Gdyby tak teraz wyjść w tym paltociku, w tym kapeluszu, z tą woalką! Z tą bajeczną woalką! Księżniczka Vaughan...
Widywała ją tylekroć na wspaniałej miniaturze w mieszkaniu lichwiarki Barnawskiej! Zawsze posyłała jej uśmiech, jak przyjaciółce, jak siostrzyczce. Gdzież ona żyła, kiedy, co robiła? Niema jej nigdzie na ziemi, niema nigdzie! Umarła przed setką, a może przed setkami lat... Ona umarła, — ten uśmiech umarł, te oczy, ten promień słońca zagasł! Ta bliska sercu, ta przyjaciółka, ta droga — to złudzenie! Ach, gdybyż to z nią wszcząć rozmowę, posłyszeć pieszczotliwe słowa z tych czarodziejskich ust, które milczą dyskretnie tyle już lat, które unikają wyznania prawdy i uśmiechają się wiecznie ponad głowami tylu ludzkich pokoleń! Gdyby ją spotkać choć we śnie...
— Księżniczko, — szłybyśmy razem w Aleje, — ja i ty! — Tożby to wytrzeszczali trzeszcze, gapili się, szeptali o nas... O mnie i o tobie... O którejby szeptali, że piękniejsza. Powiedz, powiedz prawdę, księżniczko?
Spostrzegła się, o czem myśli... Spuściła oczy na książkę francuską, która Bóg wie skąd i kiedy zabłąkała się między rupiecie domowe, na Choix des monuments primitifs de l’Eglise — i na ów rozdział z pisma świętego Cypryana, który częstokroć musiała czytać z polecenia matki: De la conduite
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.