grzech! Widziała wtedy wzrokiem użyczonym, podczas gdy włosy jeżyły się na głowie, a w uszach syczał świst i łopot tajemniczych skrzydeł nieszczęścia, wszechmoc namiętności. Widziała kształty ich czyste, figury, pozbawione wszelkiej osłony. Patrzała na to, jak one służą tylko samym sobie.
Badała je w jasnowidzeniu, przez nieskończenie zbliżające szkła nieszczęścia, z ciekawością i uwagą, nieznaną ludziom, którzy chwilowo bytują poza krajem niedoli. Widziała rozmaitość namiętności, ich rodzenie się, rozwój, bujanie w przestwór i zgon. Dostępny dla jej czułego poznania świat namiętności był nieskończenie cudaczny, jak świat chorób, jak świat drobnoustrojów, albo jak świat z dna morza. Były godziny, że z wlepionemi w swą przyszłość oczyma, z rękami wbitemi we włosy pytała się minionego świata z krzykiem i rozpaczą:
— Ktożeśty jest? Skądżeś się wziął na nieszczęście ludzkie? Kto cię utworzył i — na co? Kto oddał dusze ludzkie w twoje wszechmocne szpony?
Odpowiedzi nie było nigdzie.
Było poczucie władzy nieodwołalnych wypadków. Była ponura pewność, podobna do takiej, jakiej doświadczyłby człowiek patrzący na to, że miejsce, gdzie wykwitły przenajcudniejsze okrążki i listki korony kwiatu jabłoni zajęła powłoka gruba i mięsista, w której z dnia na dzień rozchodzą się twarde i tłuste komory owocu.
Stawanie się, żywot i przemoc faktu, dokonywanie się jego poza wszelką siłą i wbrew wszelkiej woli prowadziło duszę coraz dalej i dalej w kraj subtelnej ciemności. Z chwilą, gdy dusza poznała cośkolwiek
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.