dzony, zwalany w mazi płodowej, wysunął się między uda. Oplątywały go sznury pępowiny grubości małego palca. Ręce matki brodziły w pętlach, w skrętach tętniących krwią żywą, bijących jakoby samo serce. Ewa nie widziała, co się dzieje. Czuła tylko ulgę zwierzęcą i leżała z uśmiechem, bez ruchu. — Ale oto wśród skrwawionych wód płodowych w zwojach, tętniących coraz słabiej, coraz słabiej, — rozległ się krzyk.
Porwała się przerażona, namacała palcami i dłonią zacisnęła usta noworodka, jeszcze zlepione śluzem.
Włosy zjeżyły się na głowie.
— Łukasz, — szeptała, — Łukasz! na pomoc!
Rozejrzała się wokół, wokół. Światło księżyca smugą białą, nieruchomą leżało na podłodze, ostrym klinem zimnym, bolesnym przerzynało ścianę. Cisza wszędzie. Niema nikogo.
Poznawszy za pomocą oczu, że jest sama, Ewa zadrżała od smagań strachu. Poty zimne, mokre, ślizkie. Cała spocona leżała bez poruszenia, nasłuchując, czy nie idą żydzi z sąsiedniego mieszkania. Zdała sobie sprawę z tego, czy też mogli usłyszeć krzyk.
Kilka obłąkanych myśli latało w sklepieniu czaszki, pod zwichrzonymi włosami. Uczucie jakieś biło śmiertelnie skrzydłami w głębi piersi.
Nowy ból, towarzyszący odklejaniu się i wyłonieniu łożyska, zmusił ją do nowej pracy fizycznej. Drżała teraz z zimna czy ze strachu i rozgrzewała swe ramiona oszalałemi dłońmi. Gdy wreszcie wszystka masa łożyska wypadła między uda na ciałko małej istotki, Ewa poczuła, że jest wolna. Jasna myśl, jak błysk piorunowego ognia, oświetliła jej wszystko.
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.