złowieszczych pogróżek Barnawskiej, pod wpływem namów rodzicielskich i zachęty ze strony przyjaciela Horsta, — przyjęła. Adolf Horst mieszkał, jak dawniej, w korytarzu rodzicielskiego mieszkania. Ponieważ jednak stary pan Pobratyński nie miewał już częstokroć »drobnych« na poobiednią »małą z kieliszkiem«, — Horst chodził sam i już nie do dawnej dziury, lecz właśnie do pierwszorzędnej cukierni. Miał tu swój kącik, który zajmował stale, mniej więcej od godziny czwartej po obiedzie do późnej nocy. Stoliczek Horsta miał szczególniejszą siłę przyciągania towarzyszów. Byli tam starzy i młodzi, mniej i więcej zamożni. Horst ich oświecał, wtajemniczał, oprowadzał po Europie, bawił opowiadaniami. Tu dopiero miał możność wyładowania całokształtu swego systemu filozoficznego, oraz kolekcyi pikantnych anegdot.
Wesoły stoliczek mieścił się tuż obok »loży«, w której królowała znana już i podziwiana »panna Ewa«. Ilekroć powiodła oczyma po ciżbie, widziała zawsze i przedewszystkiem okrągłą głowę Horsta, jego psa i przyjaciół.
Słyszała ciągle jego monologi. Jeszcze nie zaczął się zmierzch, jeszcze nie płonęło światło, a już Horścik miał swą kompanię, całkowity zespół, tworzący codzienne symposion, — i mówił w takie, dajmy na to, słowa:
— Pozwólcie mi, optymaci, którzy spoglądacie na ten padół przez najdokładniejszy teleskop, (mam, oczywiście, na myśli ucho od kufla), żebym was dziś ściślej zapoznał z usposobieniem i najistotniejszym kierunkiem myślenia kmiotków polskich. W te spostrzeżenia o naturze kmiotka polskiego, której fenomena zaraz tu wy-
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.