dobrej woli«, dwaj młodzi obywatele ziemscy i po dokładnej deliberacyi postanowili czynić wszelkie możliwe starania o przeznaczenie tych sum na przeprowadzenie szosy bitej z powiatowego miasta do jednego z miasteczek najbardziej zapadłych. W istocie, — cała okolica byłaby niezmiernie zyskała, bo ziemia tam urodzajna, gospodarstwa dobre, a tylko drogi iście dyabelskie. Władze miarodajne przystały na wyasygnowanie owych sum na budowę szosy, o ile na to przystaną gminy, których obszar nowa droga miała przecinać. W to naszym szlachcicom graj! Kije sękate w garść do obrony od Burków — i od chaty do chaty z agitacyą! Jeden z nich przez szereg lat był sędzią gminnym, znał tedy ludzi, stosunki, wady, obyczaje, okoliczności, przywary. Wojtka tak zaczepi, Ignacego tak zagadnie, Magdę podmówi, żeby swemu przełożyła. Robota szła, jak po maśle. Chłopy jeden w drugiego, każdy na osobności przytakują. Któżby też ta nie chciał szosy murowanicy? Przecież i wóz, i koń, i transport... A czy ta na jarmark, czy ta na odpust... Jednem słowem! Obeszli szlachcice moje wszystkie sześć gmin, zmachali się setnie, ale rzecz ukuli. Jedność, zgoda, karność! Dobra nasza! Nawet już bodaj — z »szlachtą polską«...
Przyszedł nareszcie tyle oczekiwany termin wielkiego zebrania. Zeszły się na jedno pograniczne miejsce wszystkie sześć gmin. Przyjechał komisarz włościański, przyjechał i sam gubernator. Przyjechała i szlachta gromadą. Moi szanowni inicyatorowie jeden po drugim wchodzą na stolik i palą świetne mowy. Chłopi przytwierdzają ochotnie. Nareszcie wstępuje na stolik komisarz włościański i mówi:
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.