Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

Opanowawszy siłę wrażenia, mówiła do Horsta:
— Skądże to panu przyszło do głowy? Nie rozumiem doprawdy!
— Et... proszę pani. Wiem, co mówię i robię.
— Jakimże to sposobem pan się mógł zapoznać z żoną Niepołomskiego. To ciekawe.
— Jakim sposobem? Szukaliśmy tu przecież pani po całym świecie. Szukaliśmy śladu, cienia, poszlaki. Udało mi się przypadkiem posłyszeć o egzystencyi tej damy. Byłem u niej, myszkując, czy się czego nie dowiem o miejscu pobytu jej męża, bośmy przecież nie wiedzieli, gdzie on się podział. Już jeżeli Barnawska nie mogła trafić na ślad pani...
— Cóż to za kobieta?
— Tak... Kobieta, jak inne. Mieszka przy ulicy Złotej, numer 40. Zechce pani, to ją odwiedzi, nie — to nie. Zresztą nie mówmy o tem, bo to panią denerwuje.
— Mnie nic nie denerwuje. Jestem spokojna i najzupełniej wesoła.
— Świetny stan. Ja również jestem zawsze, jak wiadomo, spokojny i najzupełniej wesoły. To też podoba mi się coraz bardziej ostatnie usposobienie pani.
— Najzupełniej mi to jest obojętne, co się panu podoba.
— A naturalnie! Tak być powinno...





W najbliższą niedzielę około godziny pierwszej Ewa udała się na ulicę Złotą i weszła do bramy domu oznaczonego numerem 40. Zatrzymała się przed listą