lokatorów i czytała spokojnie. Ale oto oczy jej trafiły na nazwisko: Róża Niepołomska. Ewa doznała uczucia zdumienia i lęku na widok tego nazwiska. Było już tak daleko, a oto znowu zbliżyło się do niej to nazwisko. Przyczołgała się na górę zapomnienia i znowu stacza się do jaskini przeklętej. Stała bezradnie z oczyma, utkwionemi w listę lokatorów, i nie mogła poruszyć się z miejsca. Wicher gorący zahuczał dokoła głowy... Daleki grom zatrząsł posadami duszy. — Ocknęła się i poszła wprost na schody bocznej oficyny, pod numer, wskazany na liście lokatorów. Wkrótce stanęła przede drzwiami. Gdy miała nacisnąć krążek dzwonka, zastanowiła się, co ona tu robi, poco tu idzie. Co powie? Pierwszy popęd uczucia doradzał powiedzieć czystą prawdę. Rzucić tę prawdę pod nogi żonie Łukasza i doprowadzić ją do stanu drżenia, do stanu rozpaczliwej niemocy, zrównać jej stan ze swoim. Wtedy można coś skorzystać, wyrwać w rozmowie, w kłótni, czy bójce jakąś o nim wiadomość. Wyznać, kim się jest, — to działać otwarcie, bez obmierzłych wykrętów i ohydnego milczenia.
Już podniosła rękę i już się dźwignęła ciałem i duszą na stopień tego szafotu, gdy nagle znów się cofnęła.
Uczuła się, jak naga na placu. A jeśli nic się nie dowie? Pocóż mówić o sobie? Poco? Inna pobudka zawładnęła duszą, wykrętnie ubrała się w słowa Alfreda de Vigny: »Seul le silence est grand et tout autre est faiblesse...« Więc wrócić się z tych schodów i cofnąć do izby swej na niedzielną nudę spoczynku?
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.