względem własnej duszy i względem wieczności. Może względem rodziny. Ale i rodzinie mojej nie przyrzekałam nie takiego, czegoby później...
Pani Niepołomska siedziała bez ruchu. Broda jej oparta była na dłoni, łokieć ręki na poręczy fotela. Patrzyła z dołu na Ewę swemi spokojnemi oczyma, które były blado-niebieskie, jak mgła daleka, a przejrzyste, niby woda górska. Niepochwytny dla wysłowienia wdzięk spokoju i rozumu widniał w jej całej postaci. Jednakże Ewa dostrzegła, że jej przeciwniczce krew zwolna uderza do głowy. Widziała, że krew ta nie zalewa policzków, tylko nieznacznie, stopniowo, rozczerwienia uszy, rubinowemi liniami podkreśla dolne powieki, rozpala wargi. Ewa czuła niemal za tamtą i rozumiała, co się w tamtej dzieje. Było jej to przyjemne i zajmowało to przedewszystkiem, że ów urok spokoju łamie się i pęka pod uderzeniem wrażeń.
— Nerwy w niej grają... — myślała wobec samej siebie.
Chciała korzystać z tego stanu podrażnienia i postanowiła podnieść go do potęgi. Spytała tedy ze skrajnie złym uśmieszkiem:
— Czy pani kocha jeszcze swego męża?
Róża Niepołomska nie odpowiedziała. Powieki jej zakryły zwolna oczy. Suchy, nerwowy kaszel zakrztusił ją na chwilę. Gdy znowu podniosła głowę, spytała cicho i grzecznie:
— Nie dowiedziałam się, czego pani właściwie życzy sobie ode mnie?
Ewa nie była przygotowana na to pytanie. Rozumiała, że grunt wysuwa się z pod jej stóp. Wypadnie
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.