Słowa jego były prawie nieśmiałe, określenia delikatne i nad wszelki wyraz dyskretne. Zdawało się, że to lekarz doskonały świadomymi palcami dotyka środka ogniłej rany. A jednak nie zapomniał o żadnym grzechu. Pamiętał każdy z nich z wszelkimi szczegółami. Widać było, że odrazu pojął całkowite życie, wszystkie sprawy domowe. Nadto stało się rzeczą oczywistą, że nie tylko przewidział wszystko, co mogło się stać w danej chwili, w danych warunkach, ale odczuł uczucia, wątpliwości, pokusy... Mówił śmiało o piękności cielesnej, nie jako człowiek i młody mężczyzna, lecz jako mędrzec daleki, który widzi i rozważa zjawisko, bada i roztrząsa wszystko bez wyjątku, bo nawet swój stosunek do tej piękności.
— Jesteś piękna, — szeptał w natchnieniu, — jak kwiat lilii, jak gałąź bzu, albo jak młoda róża. Bóg miłosierny dał tobie jednej jedynej to, czego odmówił tysiącom niewiast: piękność niezmierną. Któż pojmie, dlaczego tak uczynił? Byłaby to rzecz straszliwa, sprawa przerażająca i haniebna, gdybyś sponiewierała ten dar niebieski, gdybyś go uczyniła swoją własnością. Byłoby to dzieło potworne, jak złupienie świątyni, jak sprofanowanie kielicha. »Ciało twoje jest kościołem Ducha Świętego, który w nas jest, którego mamy od Boga, a nie jesteśmy sami swoi«. Płomienne Wersety listu do Koryntyan tak mówią. Pomyśl, — szeptał, — wszakże niczem nie przyczyniłaś się do piękności swego oblicza. Stało się ono pięknem pomimo nawet twej wiedzy. Utwórzże w sobie duszę anielską, co w twojej jest już mocy, i stań się taką piękną, jak jesteś piękna cieleśnie, ażebyś była i duchem
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.