Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/316

Ta strona została uwierzytelniona.

— Żartuję.
— Co pani robi? — zaczął szeptać coraz ciszej. — Co znaczy ten Szczerbic?
— Nic panu do tego! Jak pan śmie!
Zerwała się z miejsca i chciała odejść. Pochwycił ją za rękę.
Twarz miał brunatną, niemal czarną. Oczy mu posępnie gorzały.
— Puszczaj mię... pan!
— Nie, nie! Niech mię pani słucha. Oto Barnawska już wie o stosunku pani z tym Szczerbicem i gotowa powiedzieć matce. Ojcu już powiedziała.
— Pan ją uwiadomiłeś?
Ja.
— I cóż pan myślisz na tem szpiegostwie wygrać?
— Wszystko. Chcę panią uratować od zguby. Bo teraz, — to już zguba!... Ja znam życie. — Któż je zna, jeśli nie ja? Ja jeden wiem, co należy robić. To też, — przysięgam! — ja nie dam, ja nie dam!
— Ja również... znam!... Precz! Wiem, co robię.
— Nie pozostaje mi więc nic innego, tylko zabić tego szubrawca!
— Zabij go pan z łaski swojej. Tkliwy Werther!
— Zrobię to prędzej może, niż pani sądzi.
Ewa śmiała się serdecznie, marząc, jak o szczęściu, o chwili wyjazdu. Przypomniała sobie jednak słowa Horsta, że Barnawska powiedziała już ojcu o znajomości ze Szczerbicem. Spytała tedy:
— Więc ta jędza już powiedziała memu ojcu, że ja znam się z hrabią Szczerbicem? To jest prawda, czy wymysł?