sobą idących ku wyjściu Dwarfów. On wrzucał machinalnym ruchem monokl i wypuszczał go z oka. Na twarzy pod dolnemi powiekami miał ogniste wypieki, wargę obwisłą, głowę bezwładną na chwiejnej szyi. Pani Dwarf prowadziła go pod rękę. Była spokojna, cicha, nieznośna w swej ciszy i trzeźwości. Ewa domyśliła się. Ale nie było w jej cudnych piersiach ani cienia współczucia. Śmiała się, że to przecie jej pieniądze przegrali. Wolno podeszła do pary, posuwającej się wraz z tłumem ku drzwiom.
Dotknęła ręką ramienia pani Dwarf. Ta spojrzała na nią zgasłemi, obojętnemi oczyma, ale nie mogła ze siebie wyłamać ani jednego dźwięku.
— Czy już wszystko? — spytała Ewa.
Skinienie głową,
— Dokądże państwo teraz?
Skinienie głową. Oczy zamknięte. Usta nieme.
Ewa odsunęła się i wróciła na salę. Szła przed siebie. W oczach miała ciągle tę parę. Wspomnienie ruchu monokla, który Dwarf wrzucał w oko, — dziwnie podniecało gniew. Myśli miotały się nieporządnie szybkimi ruchy skorka. Rozjątrzenie, pasya, niecierpliwość — wybuchały jak proch i szybko, jak proch — gasły. Głowa płonęła. W oczach był jakiś niebieskawy dym...
Zatrzymawszy się przy jednym ze stołów gry, stała długo bez ruchu, zatopiona w chaosie uczuć. Wszystko, co się dookoła działo, widziała i słyszała, a jednak była od tego miejsca jak najdalej. Podniosła oczy i spostrzegła Szczerbica. Stał naprzeciwko w tłumie, po drugiej stronie stołu.
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.