Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/372

Ta strona została uwierzytelniona.

Począł szeptać jednym tchem, chwytając powietrze ustami:
— Wynajmiemy willę w Antibes, w Avignonie, — gdzie zechcesz! A teraz pojedziemy do Paryża. Zobaczysz Paryż na wiosnę. Ujrzysz przepych, skosztujesz, co to jest potęga pieniędzy! — Będziesz się ubierała u Wortha, albo u Paquina, u Rouffa, albo u Raudnitza — gdzie zechcesz. Na twe usługi będzie Lebouvier, Doucet i Callot! — A jeśli cię to znudzi, czy zmęczy — pojedziemy znowu nad morze, na wyspę White, na Majorkę, albo na Sycylię... Ewo! gdy patrzę na ciebie, serce mi pęka ze szczęścia! Gdy ciebie niema, łamię ręce po całych dniach i tłukę się z kąta w kąt po całych nocach. Uśmieszek twoich maleńkich ust przebywa w mych piersiach, jak światło w ciemnej pustce. Twoje włosy są wiecznem pragnieniem moich ust. Twoje oczy, które na mnie nigdy nie patrzą, mieszkają wiecznie w mojem spojrzeniu. Ja oprócz ciebie nie widzę nic na ziemi! Kocham się w tobie! Miłuję cię nadewszystko! Zlituj się!
Ocknęła się, jak ze snu. Była uśmiechnięta, a miała pełne oczy łez. Szybko, jak złota błyskawica, mignęła we drzwiach i znikła w wichrze i deszczu ulicy. Szczerbic runął na kanapę.
Ściskał konwulsyjnie czoło rękami...
Biegła szerokim, mokrym chodnikiem promenady des Anglais, marząc wpół przytomnie.
— Pojadę na ową Korsykę... Pojadę! Ucieknę z tem czupiradłem! Schowam się przed Szczerbicem. Brr! Już mu oddałam pieniądze! Kazałby mi rozbierać się do naga — nie, nie! Za nic na świecie! Nie chcę już za nic na świecie!