obce, męskie rzeczy... Senny smutek... Smutek, wiosenny cień... Jakowaś postać żalu, czy, z niewiadomej przyczyny, wyrzutu sumienia...
Nowy lokator kilkakroć ukłonił się chłodno, a bez wdzięku. W tłoku swych wrażeń usłyszała jego głos:
— Dziękuje pani... Zresztą... To drobnostka. Będę uważał. Pozwoli pani, że się jej przedstawię: Łukasz Niepołomski.
Obojętnie przyjęła do wiadomości to imię i nazwisko.
Słyszała jego głos, jakby z pewnej oddali. — Odpowiedziała strzępkami wyrazów — »bardzo mi przyjemnie « — i pośpiesznie wymknęła się z pokoju.
Uniosła ze sobą obraz jego twarzy i znieruchomiały wizerunek spojrzenia. Spojrzenie było uważne, badawcze, zdumione i zastygłe.
Była nareszcie znowu w swym kącie, za parawanikiem. Ujęła książkę religijną, rozwarła ją w dawnem miejscu, i z oczyma wbitemi w stronicę, zastygła w sobie, usnęła duchem. Był to już drugi dnia tego sen Jej duszy. Poznała go po szczęściu, które rozsiewał, ściągała w siebie szczęście, jak stęsknione płuca wciągają radosne powietrze wiosennego poranka. Odkrył się przed nią obręb samego dobra. Nagle i niespodziewanie się rozwarł, niby dolina błogosławiona w skalistych górach.
Błądziły tam powiewy bezinteresownych trwóg, jęki duszy o coś jej obcego, troski o kruchą i słabą nad wszelki wyraz koronę kwiatu, widną z za krat w Pańskim, w królewskim ogrodzie. Jedno nieszczęsne potrącenie może zabić na wieki wieków bezcenny kwiat.
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.