— Ejże! Jabym pana nauczyła tak niewątpliwych tak niezbędnych, tak własnych.
— Dobrze. Pani dziś jest bez grzechu. Jest pani stokroć bardziej bez grzechu, niż ów ksiądz, który wyznania pani słuchał. To też pani bardziej chyba może słuchać spowiedzi cudzej, niż on. Niech mnie pani wyspowiada.
Ewa uśmiechnęła się prześlicznie, niewinnie, a później popadła w długotrwałą zadumę.
— Nie mam po temu prawa. Tylko kapłan może rozgrzeszyć człowieka. I tylko on może słuchać. Ale niech pan powie wszystko. A raczej niech pan powie tylko to, dlaczego pan nie wierzy, nie spełnia obowiązków chrześcijańskich, — dlaczego pan nie chce być zbawionym? Niech pan to powie, a ja pana przekonam.
— A to będzie spowiedź, czy tylko rozmowa?
Wahała się przez chwilę. Policzki jej zabarwiły się różem. Rzekła z przekonaniem:
— Spowiedź! Częściowa, niezupełna, bo ja nie mam tu żadnego prawa, ale spowiedź!
Po chwili dorzuciła:
— Dlatego, że może pana nawrócę!
— Dobrze. Cóż to mówiłem?
— Naprzód: — dlaczego pan nie chodzi do spowiedzi?
— Nie chodzę dlatego, że ja, chłopiec, który w gimnazyum spowiadał się, modlił, bywał w stanie łaski i w stanie grzechu — już dziś nie istnieję, jako ta sama dusza, podobnie, jak już nie istnieję, jako uczeń, chodzący w mundurku, pomimo, że to samo noszę imię i nazwisko i tą samą jestem osobą fizyczną. Dawny,
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.