Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

— O ile wiem, dość pospolita i powiedziałabym... trywialna niewiara naszych czasów nie jest jeszcze tak nieomylnie konsekwentna i niewątpliwie uzasadniona, jak wywody matematyki.
— To zależy, co wcielimy do tego lamusa z szyldem: »niewiara«. Jeżeli ktoś rozumuje logicznie od a do z, — może sobie stworzyć kryształowy pałac tak niewzruszonej konstrukcyi, że armaty piekielne go nie przemogą. Logika bowiem — to jest właśnie matematyka. A znowu wszelki rachunek staje się zuchwalstwem, jeżeli ma istnieć siła niestała, mogąca dowolnie zmieniać i przekształcać prawa, rządzące wszechświatem. Ostatnią sentencyę zawdzięcza pani niedoszłemu proboszczowi (Renanowi). Wszystkie poprzednie są moje i dlatego tak genialne. Ale może ja, proszę pani, wobec jutrzejszego... nie powinienem mówić takimi zwrotami...
— Przeciwnie, muszę o tem mówić, skoro to ma być coś pożytecznego, coś w rodzaju spowiedzi, skoro podjęłam się wyciągnąć z pana ową wstrętną, ordynarną niewiarę. Nie mogę zresztą zostawać w zwątpieniu i zamykać dziś właśnie ran mego rozumowania, które pan pootwierał, pajęczyną pierwotnego ruchu czucia. Czemuż tedy istotnie modlitwa sprowadza do duszy światło jasnego widzenia i rodzi w nas stan szczęścia?
— Poeci dawnego świata twierdzili, że taki stan wyższy, zwany natchnieniem, zsyłają im muzy. Zdaje mi się, że doskonałe rozumowanie, tworzenie ścisłych absolutnie konstrukcyi pojęciowych sprowadza ten sam stan zachwytu, poczucie szczęścia, rodzi uniesienie górne, które pani nazywa stanem łaski.
— Panie, panie! Kiedyż to, o czem ja mówię, za-