ciły swe szkła o długich rączkach (Judenstock’i), na tamten zerknęły przez ramię. Tu coś do siebie bąknęły. Tam najniespodziewaniej zachichotały. Nawet i mój obraz, że się tak wyrażę, obwąchały zblizka, bez cienia uwagi.
Przebiegły szeleszcząc sukniami, jedną salę, drugą, trzecią w ten sam sposób. Widziałem je ciągle, gdyż bez przerwy właziły mi w oczy ze swemi piórami na kapeluszach, z szelestem swych jedwabiów. Kiedy przecwałowały już przez wszystkie sale, nie zatrzymawszy się przed żadnem z dzieł sztuki, z których każde bez wyjątku było owocem wielkiej pracy, a niejedno arcytworem, dopadły wreszcie owe damy do małych drzwiczek w ostatniej sali. Drzwiczki te prowadziły na strych, do składu rupieci, połamanych ram, niepotrzebnych stalug, płócien i tym podobnych sprzętów. Damy poczęły się dobijać do tych drzwi, szarpać za klamkę, wreszcie kołatać. Ponieważ drzwi były zamknięte na klucz, udały się coprędzej do portyera z natarczywem badaniem, co tam jest za niemi. Chciały to wiedzieć, nie mogły przecie odejść z wystawy, nie dowiedziawszy się, co ukrywają tajemnicze drzwiczki. Rozprawiacze o śmierci robią na mnie wrażenie....
— Gdzieś to czytałam, że prawd ścisłych nie można żadną miarą dowodzić zapomocą przenośni, metafor, podobieństw i porównań. Co innego jest, przypuszczam, ciekawość rzeczy pośmiertnych świętej Teresy, albo Dantego, a co innego ciekawość owych dam, co jest za drzwiczkami na strychu.
—, Ma pani słuszność. Ale owe damy przypominają ludzi, majaczących o śmierci, którzy wcale nie
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.