odrazą wstępować na schody, wymalowane białą farbą, iść aż na drugie piętro, ujrzeć swój wizerunek, odbity w szerokiem, tandetnem lustrze o pluszowych ramach... Minęła ciemny korytarz, w którym mrok zgęszczał się coraz bardziej, skręciła na lewo. Grozą i drżeniem przejął ją znowu widok czeluści. Szła na palcach wązkiem przejściem... w głębi, daleko, żarzył się płomyk gazowy w koszulce przepalonej i na pół rozdartej. Dziwaczny kształt i ponury kolor tego płomienia ściskał serce. Prawa ręka ślizgała się po wilgotnej ścianie, oklejonej tapetami, lewa dotykała małych drzwi, poza któremi słychać było głosy, rozmowy, śmiechy, piski rozpustne, szepty, jęki... Było tak ciemno, że Ewa nie widziała Pochronia, idącego o krok przed nią. Wzdrygała się od strachu... Nareszcie otwarły się drzwiczki do numeru Płazy-Spławskiego, nareszcie światło...
Ewa czuła się bardzo źle w tem miejscu. Nie mogła złapać tchu. Nigdy jeszcze nie miała tak jasnego wyobrażenia o niewoli swojej, jak w tym momecie. Gdyby tak mieć w ręku sztylet, z jakąż rozkoszą uderzyłaby w nienawistne plecy Pochronia! Zabić tego złoczyńcę.
Weszła do pokoiku Płazy-Spławskiego. Tamten stał, jak poprzednio, tyłem odwrócony do zakurzonego okna. To obmierzłe okno, dochodzące do samej podłogi, znowu nasunęło uczucie odrazy, dało zmiarkować głębokość upadku. Usiadła na krześle tyłem od okna i spoglądała w zapstrzony oleodruk, wyobrażający Stellę Pornarinę. Wrażenia swoje usiłowała przykryć wesołością. Zrobiła jej dużą, och, dużą przyjemność obecność W tej jamie Stelli Fornariny...
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.