— A rzeczywiste?
— Na cóż to panu rzeczywiste nazwisko?
— Chcę z panią rozmówić się, jak z rzeczywistym człowiekiem, nie jak z uliczną kamelią, więc potrzebne jest rzeczywiste imię i nazwisko.
— Uliczną kamelią... Dobroczyńca!
— Obrażasz się, nimfo Kalypso? Nie masz o co!...
— Ja nie mam chęci rozmawiać, — rzekła głośno i zimno. — Jeżeli pan przyszedł po to, żeby rozmawiać, to muszę oświadczyć, że mam czas bardzo ograniczony... Wychodzę na miasto i wskutek tego...
— I wskutek tego... — powtórzył. — Ileż bierzesz zazwyczaj?
— Dwadzieścia pięć rubli.
— Dwadzieścia pięć rubli... — powtórzył znowu, jak uczniaczek, powtarzający w myśli lekcyę dla samego siebie.
Wydobył zwolna pugilares, nie patrząc wyszperał z jakiejś przegródki bilet dwudziestopięcio rublowy i położył na stole.
— Drogo bierzesz, nimfo Kalypso! — wykrzyknął nagle.
— Biorę za... wizytę, — odkrzyknęła tak samo, jak i on.
— Weź, dziecko, i nie krzycz. Któż widział krzyczeć? Przecie to wszystko jedno rozmawiać z »gościem«, czy mu się oddawać.
— Nie wszystko jedno.
— Nie wszystko jedno... Jabym chciał z tobą tylko porozmawiać.
— A ja znowu z panem nie chcę nie tylko roz-
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.