— Stan naszych parobków tak znowu opłakany nie jest...
— Doprawdy? Nie gdzieś za górami, za lasami, nie w Anglii, Ameryce, albo Francyi, lecz na wschód od nas, naprzykład, na Żmudzi parobek pobiera o 15 rubli pensyi rocznej i o 20 pudów ordynaryi więcej, niż parobek w pięknej ziemi lubelskiej. Nadto, na tejże Żmudzi parobek pracuje przecięciowo, (biorąc pod uwagę dzień zimowy i letni), około dziewięciu godzin. Mieszkania tam są zupełnie porządne, »posyłki« żadnej, lekarz, apteka, ochrony dla dzieci. A proszę teraz wejść do mieszkania parobczańskiego w Lubelskiem, Kieleckiem, Radomskiem i zobaczyć, co to tam jest. Ośmnaście rubli rocznej pensyi, praca we żniwa od trzeciej rano do dziewiątej wieczorem. Na pograniczu pruskiem parobek ma już dwie izby, zegar — i — o, horror! — kanapę wyścielaną. Słyszeliście, renciarze lubelscy?! Brońcie się, bo zło jest blizkie, bo zło jest powszechne!
— Ja nie wiem, czy owa kanapa i ów zegar — są to znowu ideały tak nieodzowne. Być może, że na gwałt trzeba wnosić naszym Maćkom kanapy... Zgadzam się na wszystko... Domy mieszkalne powinny być zdrowe, obszerne, izby ciepłe i widne, ale bez tych komfortów, na które nie stać większości naszych ziemian. A zresztą, proszę szanownego pana, teoretycznie rzecz biorąc, wydaje się, że nie tylko parobcy, ale nawet niektórzy włościanie przy obecnych warunkach życia dawno powinniby z głodu pokłaść się do grobów. Zdawałoby się, że tak żyć niepodobna, a jednak widzimy nietylko ich samych, ale i inwentarz w dobrym stanie. Można zaobserwować dalej, że w kieleckiej właśnie
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.