Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

ców do tego doszło, że zwlókł się drugi lekarzyna, potężnie już nadgryziony przez gruźlicę, dr. Wiński. Zadeklarował swe usługi wzamian za prawo werandowania przez tyle a tyle godzin, wzamian za jadło, (»ryba, dwa mięsa«), i pokój od południa. Oczywiście, że go dr. Mazurek »wyzyskał« do ostatniego, jak »najpodlejszy właściciel lombardu na Powiślu« i puścił w ruch. Zaczęli tedy we dwu pilnować prawidłowego leżenia, słuchać kaszlów i patrzeć w plwociny. A tymczasem nędza wlokła się na Majdan. Bety, dzieci, baby — i kaszel ojcowski, kaszel bez końca. Siaki-taki gędziolił:
— Wszystko już, proszę pana doktora, lepiej, jakby człowiek był całkiem zdrów, sił okropnie przybyło, tylko jeszcze ten kaszel tak jakby troszeczkę...
— E, — no kaszel troszeczkę... bo tak należy, po zakonu!... To drobiazg. On ta przejdzie, tylko żeby się ociepliło...
— Bo tak nawet czasem jakby jakoś nacichł... Ale znowu padnie plucie, albo i ze krwią...
— A bo, powiadam, jak całkiem przejdzie, to właśnie będzie sama pora. Wtedy pogadamy — co? Bo cóż to właściwie, towarzyszu, kaszel? Żeby tak między nami... Wszyscy kaszlemy.
— Właśnie i ja tak sobie mówię, że który nie kaszle, Boże Panie! Nawet i tych potów jakoś mniej nocami...
— A co, — nie mówiłem? A skoro tak, no to hajda na leżak!
W parę miesięcy po swoim przyjeździe Ewa poczęła przekradać się do sanatoryum. Uprosiła doktora