przemocą. Szarpała go pazurami, kopała nogami, usiłowała zwalić z miejsca ramieniem, biła weń głową. Śmiały się zeń bryły marmuru, spojone z ziemią, na której, stały, i spojone pomiędzy sobą klamrami z żelaza. Nic nie pomógł oszalały krzyk i furya cielesna. Wyczerpana z sił od strasznej walki, zgłupiała, szlochająca, pokonana przez marmur runęła na płytę i, bezsilnie leżąc, kąsała zębami szumny napis, wbijała weń skrwawione palce, żeby wydrzeć litery. Noc osłoniła jej szaleństwo.
Kazano jej na oznaczoną godzinę »wyporządzić« cztery browningi. Wyporządzenie polegało na tem, że miała broń wydobyć ze skrytki na poddaszu, wyczyścić waseliną i przygotować szufladeczki z nabojami. Czyściła tedy starannie waseliną czarne naczyńka śmierci, wygładzała niezłomne ich karby, zagłębienia i wnętrza, tak proste i nieodwołalnie konieczne w swojej konstrukcyi, jak prosta jest sama śmierć. Oddawna już, od czasu, kiedy zupełnie przeszła pod mocną rękę Pochronia i ofiarowana mu była na łaskę i niełaskę, lubiła tę czynność. Miała pasyę do zgłębiania prostej maszyneryi browninga, a szczególniej lubiła marzyć, patrząc na jego prostą postać. Śpiewała mu wówczas pioseneczki z pod serca, gaworzyła z nim o dawnych i przyszłych rzeczach. Piosneczka:
Będziesz się wiecznie szargała w ulicach, gdy deszcz, zawieja. Będziesz czekała na łaskawego pana, który cię weźmie pod ciepły dach, nakarmi, napoi winem.