była ławka między wielkiemi drzewami. Tam usiedli. Ewa końcem parasolki rysowała na piasku jakieś ogromne znaki. Pisząc je, pochylała się całem ciałem.
— Zdawało mi się przed chwilą, — rzekła w zamyśleniu, a jakoś bardzo poważnie, — że jesteśmy w Łazienkach. Tak niedawno!
— Pani jeszcze pamięta to zdarzenie?
— Pamiętam. Ja mam dobrą pamięć. Właśnie przyszło mi na myśl jedno pytanie. Ale to zresztą...
— Co, co?
— Na to nie można poprostu dać odpowiedzi.
— Ja dam odpowiedź na każde pani pytanie!
— Nie, na to dać nie można.
— Niech pani spróbuje!
— Chciałabym dowiedzieć się bardzo prostej rzeczy: czy pan wcale nie wiedział o tem, że dajmy na to... Ale to darmo pytać...
— Dlaczegóż... darmo pytać!
Uśmiech zapamiętały i drapieżny na jej ustach przemknął.
— Bo ja i tak panu nie uwierzę...
— Ale o co chodzi? Proszę!
— Czy pan wcale nie wiedział, że Łukasz Niepołomski ma przyjechać do Warszawy zaraz wówczas, w lutym, w marcu? Czy pan tego nie wiedział, gdy pan ze mną dobrotliwie rozmawiał w Łazienkach.
— Czy ja tego... Nie, nie wiedziałem? Daję na to moje nieskalane słowo honoru.
— A drugie pytanie...
— Odpowiedzi mojej również pani nie uwierzy.
— No, cóż tam... ja... Drugie pytanie: czy pan
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.