syi, oddychać szybko i że on to spostrzeże. Że wszystkich sił tłumiła rumieniec, który palił się i rwał na twarz z głębi ciała.
— Jakże napiszemy nasz cyrograf? — rzekł wesoło.
— Nie wiem, jak się to pisze... — mruknęła półsmutnie. — Widzi pan, chciałabym jeszcze kiedykolwiek być w Warszawie.
— Chce pani, żebym dał słowo, że nie zająknę się przed nikim o tamtej smutnej chwili? Czy tak? Że nawet w sądzie?
— Ja nie wiem, czego chcieć... Bałam się pana.
— I teraz jeszcze boi się pani?
— I teraz jeszcze.
— Przysięgam na Boga, na ten krzyż, na mego ojca, na pamięć matki, na mój honor, na tę moją prawą rękę, na moje nazwisko, że nigdy pani nie skrzywdzę!
— Już pan raz przysięgał. Ja nie wiem zresztą, poco to robię. To jest z mej strony głupie i podłe!...
— A teraz boi się pani jeszcze?
— Nie. Już o tem nie mówmy!
— Och, tak. O czem innem! Dobrze?
— Dobrze.
— A coby pani sprawiło przyjemność? Mój Boże, gdybym ja wiedział! To jest, właściwie, przecież wiem...
— Pan gra?
— Gram trochę... »sobie nie komu, swe nie cudze rzeczy...«
— Proszę mi zagrać...
— A jak znudzę?
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.