wydobywaną na pokaz z zamczystego pudełka. «Cokolwieczek zanadto tu jest czysto», — jakby powiedział rosyjski pisarz Szczedryn. Wskutek owego wymycia, wyszorowania i jakby wyczesania starego zamczyska od głębin przepaścistych fos pod zwodzonym mostem aż do szczytu «Marienburskiej wieży» jest ono symbolem dzisiejszej pruskiej duszy, jej łapczywości na cudze dobro i nienasyconego apetytu na cudzą duszę. Balk, Ulryk von Jungingen, krwiożerczy komtur Henryk von Plauen i tylu innych «in der Kutte und im Rittermantel Qawartiermejster Gottes» na ziemiach nadwiślańskich są tylko, jakgdyby herbem na chorągwi bojowej. To też rozmaici wschodnio-pruscy poeci opiewają swoje własne uczucia, pisząc hymny na cześć starego zamczyska, — jak, uczciwszy uszy, Bruno Pompecki:
«So leuchte du ewig vom Nogatstrand,
Weit hinaus in das alte Ordensland!
Steh fest auf der Wacht, du wuchtiger Bau,
Dass «deutsch» stets verbleibe der Weichselgau»,
«Lieder eines Westpreussen» Stuttgart 1905.
Oczyszczając stare gruzy, nowocześni krzyżacy wymietli, oczywiście, wszelkie wspomnienie o Polsce, która przecie przez kilkaset lat była w tym zamczysku u siebie, a jego zbójeckiego wnętrza używała na pożyteczny «generał», sejmik ziem warmijskich pod przewodem warmijskiego biskupa. Jedyną pamiątką po Polsce jest w jednej z dolnych sal oblężnicza kula z epoki Grunwaldu, tkwiąca w ścianie nad kominem. W górnej sypialni przemawia o Polsce umieszczona