Strona:PL Stefan Żeromski - Ludzie bezdomni 01.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

mgnienie oka wznosiła ręce, a przynajmniej brwi, jakby uciszała wszystko, zdolne zagłuszyć ową melodyę jej myśli, wyrazów, uśmiechów i poruszeń ciała.
— Kogo ona przypomina? — myślał doktór, od niechcenia patrząc na jej czoło i oczy. Czym jej nie widział gdzie, w Warszawie?
I oto przyszło mu do głowy miłe a nielogiczne nota-bene, że ją przecie widział wczorajszego dnia przed tym białym, uśmiechniętym posągiem...
Na dworcu Saint-Lazare rozstał się z turystkami.
Stara pani zawiadomiła go, że nazajutrz wyjeżdża ze swą »bandą« do Trouville, a stamtąd do Anglii.
Judym pożegnał je ostentacyjnie i wrócił trochę znużony do swojej klety.