Strona:PL Stefan Żeromski - Ludzie bezdomni 01.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

Na początku drugiej Judym zadał sobie pytanie, co nauka, tak bardzo wogóle interesująca się sprawą zdrowotności, przedsiębierze dla higieny życia motłochu. Ażeby zbadać tę kwestyę ze stron rozmaitych, zaczął opowieść o zjawiskach, które miał możność widzieć w Paryżu i gdzieindziej. Mówił tedy o trybie życia tak zwanej armii rezerwowej przemysłu, o bandach koczujących, przepojonych absyntem, balujących w sali du Vieux-Chéne, przy ulicy Mouffetard, albo w sali de la Guillotine i t. d. Była to długa historya.
Słuchano jej z pewnem zajęciem. Prelegent, opuściwszy ten przedmiot, zwrócił się do opisu instytucyi noclegowej Château-Rouge.
— Chodziłem tam często, — mówił, — a nawet, wyznać muszę, spędziłem w tej norze jedną całą dobę. Nigdy nie wyjdzie mi z pamięci ten sen nocy zimowej. Wchodzi się tam z małej uliczki Galande, leżącej w sąsiedztwie Notre-Dame, w najstarszej dzielnicy paryskiej. W pobliżu kwitnie sławny szynk Père-Lunettes. Klientela dawnego pałacu »pięknej Gabryeli« (d’Estrées) jest dwojakiego gatunku. Pierwszą stanowią »goście« zwiedzający, drugą biedacy, którzy tu znajdują tani absynt i kilkogodzinny przytułek. Tak zwana consommation kosztuje w Château-Rouge 15 centymów, za co gość ma prawo siedzenia przy stole, tudzież oparcia dwu rąk i głowy na jego krawędzi, aż do godziny drugiej w nocy. W czasie mroźnych i dżdżystych wieczorów, goście, z których rzecz prosta, ani jeden nie posiada mieszkania, leżą poprostu jedni na drugich. Wyrzuceni po pierwszej w nocy, rozłażą się w cztery