Strona:PL Stefan Żeromski - Ludzie bezdomni 01.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.



SWAWOLNY DYZIO.

Jednego z ostatnich dni kwietnia dr. Judym ukończył wszelkie rachunki z miastem Warszawą, spakował manatki do walizy, którą bez żadnego zgoła wysiłku mógł nosić z miejsca na miejsce, wręczył honorarya i napiwki starej, Zośce, stróżowi, — wsiadł do powozu i kazał się zawieźć na dworzec. Uregulowanie rachunków odbyło się na konto przyszłej pensyi w Cisach. Dr. Węglichowski nadesłał był Judymowi listownie rodzaj zaliczki w kwocie stu rubli i uprzejmie żądał przyjęcia jej celem spłaty długów i opędzenia kosztów podróży. Dr. Tomasz burzył się w duchu na wydawanie pieniędzy, których jeszcze nie zarobił, ale koniec końców nietylko zużytkował tę sumę, ale zużytkował tak gruntownie, że po opłaceniu biletu klasy drugiej w wagonie dążącym z Warszawy, do ostatniej stacyi kolejowej przed Cisami, została mu w kieszeni trocha łupaków miedzianych i dwie marki po siedm kopiejek każda. Gdy pociąg ruszył, Judym wsunął się do przedziału, gdzie służący ulokował jego walizę i znalazł miejsce w rogu sofy. W coupé siedziały już trzy osoby: