17 Października. Dziś rocznica mego przyjazdu do Warszawy. Więc to już sześć lat upłynęło! Sześć lat! Ogromny tydzień mojego wieku. Wtedy miałam siedmnaście, dziś już dwadzieścia trzy »wiosny«. Jeżeli porównać tamtę Joasię z dzisiejszą — jakiż to deficyt! Joasiu, Joasiu...
Postanowiłam pisać dziennik na nowo, a raczej wskrzesić z martwych dawny. Uczyła nas przecie wszystkie tej sztuki Stacha Bozowska. Ona pierwsza w Kielcach pisała dziennik umiejętny, to jest dziennik szerszych uczuć i »prawdziwych« myśli.
Biedna po stokroć Staszka... W jednym z ostatnich listów pisała do mnie: »Właściwie byłam w tem życiu uzdolnioną autorką mojego dziennika — i niczem więcej. Teraz napaliłam w moim szkolnym piecu trzynastoma księgami, oprawionemi w grubą tekturę i czarne, zrudziałe sukno. Żegnaj dzienniku«...
Źle zrobiła! Dlaczegóż tępić zwierzenia, które nikomu wadzić nie mogą, a dla nas samotnic zastępują (wielki Boże!) kochanków, mężów, braci, siostry