Strona:PL Stefan Żeromski - Ludzie bezdomni 02.djvu/065

Ta strona została uwierzytelniona.

tych miejsc dotknęły. Widział ciało wysmukłe, subtelnie piękne, budzące nieopisaną rozkosz, które się nad niemi przemknęło.
Zamknąwszy oczy, patrzał w głębinę swej duszy. W tej chwili schyliła się ku niemu cicha wiedza, wesoły szept męczącej zagadki, rozstrzygnięcie trudnego pytania proste, jak czysta prawda. Powitał je radosnym śmiechem:
— Ależ tak! Rozumie się! Przecie to jest moja żona.