Któregoś z dni następnych Judym w towarzystwie Korzeckiego udał się do samego Kalinowicza. Była to chytra machinacya, istna konstrukcya inżynierska, przedsięwzięta w celu zapoznania się z figurą decydującą.
— Któż jest Kalinowicz? — pytał Judym, zmierzając ulicą, która prowadziła do mieszkania jednej z potęg Zagłębia.
— Tego nie wiedzieć! Takich rzeczy elementarnych nie wiedzieć! No, rozumie się, że inżynier, ale wielki.
— To dopiero... Dlaczegóż dziś koniecznie mamy iść do niego?
— Dlatego, że tak rozkazuje chytrość, tudzież przebiegłość.
— Zanosi się na burzę. Jest parno, jak w piekle, — mówił Judym. Po chwili dodał:
— Wolałbym dostać batem od ciotki Pelagii, niż iść dzisiaj z tą wizytą.
— Istotnie będzie burza, — mówił Korzecki, rozglądając się po okolicy.
Stali na wzniesieniu. W głębi leżało miasto. Były