a idą z pieca na łeb po górze jeden za drugim. Jamrozek zdjęli czapkę, pokłonili się i pedają:
— Niechże ta wielmożny pan feśter darują...
Miemiec swoje:
— Marsz do Słupia!
Ano pojechali znowu noga za nogą miedzami, abo i prosto bez pola, Ujechali kawałek drogi, chłop zdjął czapkę i gada:
— Niechże ta choć wielemozny pan feśter wlezą na wóz, bo tak to na jutro na rano do Słupi nie zajedziewa.
Miemiec se pomyślał, wytrząsnął faję i siadł na wóz. Poślednie koła były kawał od przodka. Wziął się pluder za kłonice, trzyma się krzepko, za obie. Jamrozek to samo wleźli na przodek, kulasy postawili na orczyki i zacięli szkapska, ale tak, żeby przecie poczuły. Ale cóż ta mieli jechać »do Słupia« drogą? — poszli na przełaj, a potem na ukos bez rolą, po zagonach, po skibach. Wzięły poślednie koła tańcować na prawo, na lewo, prać z zagona w zagon, z przykopy w przykopę. Miemiec się trzyma garściami, wrzeszczy. Chłop nic, jedzie, kaj mu kazali... Co się ma oglądać? Ino sprzężaj zacina... Aż jak ta konie poszły co duchu, jak tylne koła wytną w skibę, czy ta w kamień... Jakosi się Miemiec uciszył.
— Jakto uciszył się? — pytał Rafał.
— A ja sam tego nie wiem, bo się ta i oni, choć i Jamrozek, nie oglądali. Myśleli se: »co mi do tego?« Kazał pan feśter jechać, to jadę. I pokój. Dopiero, jak już w Porąbki wjechali, na wieś, obejrzeli się: niemasz Miemca. Zamartwili się. Ale pedają: Noc szła, cóżem ta miał robić?...
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/025
Ta strona została uwierzytelniona.