cami o ścianę i rozpalonem okiem śledził każdy ruch panny Heleny. W pewnej chwili ujrzał, że tłum mężczyzn, stojących przed nim, rozsunął się, i że jedna z panien tańczących wybrała go w mazurze. Podał jej rękę i przebiegł salą niezupełnie właściwymi krokami. Po chwili uczuł w swej ręce dłoń panny Helenki. Oprzytomniał. Krew zbiegła mu do serca. Głos zupełnie obcy, jakby duch jakiś postronny, szatan czy anioł, przemówił przez jego usta tak cicho, że tylko ona mogła posłyszeć te straszliwe wyrazy, które mu pierś rozdzierały:
— Przyjadę do Dersławic!... W nocy. Na koniu. Czekaj mię przy oknie od ogrodu. W tem narożnem. Od ogrodu!... Zastukam trzy razy w szybę, w to miejsce, gdzie w okienicy jest wykrajane serce. Przy oknie czekaj... Słyszysz?
Panna Helenka spojrzała na niego, na dzikie oczy, zmącone do dna, na żyły jak strąki, czerwoną twarz, wzburzone włosy, i parsknęła śmiechem tak niesłychanie szczerym, że wszyscy obejrzeli się i, nie wiedząc, o co chodzi, wtórowali temu głosowi.
Słysząc dokoła śmiech powszechny, Rafał ruszył przed siebie z głową schyloną, jakby miał zamiar uderzyć nią w tłum cały, niby taranem. Nie wiedział tylko, gdzie mu się ten tłum z przed oczu podziewa. Nogi się pod nim gięły, jakby w nich nie miał kości. Usłyszał wtedy nad uchem dobrotliwy szept matki:
— Rafciu, Rafciu, chodź ze mną, błagam cię na wszystko. Ojciec zobaczy.
Dźwięk wyrazu »ojciec« dźwignął go z omdlenia.
— Przyjadę na koniu... Słyszysz? Zastukam trzy
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.