kie dyabły rozlały się w maź, że ino łby zostały, a jednego takiego łba czterech chłopów nie mogło potem udźwignąć...
Burza biła we drzwi i okna kłębami śniegu. Skostniałe jej łapy zgrzytały po szybce, a głos rozjuszony skowyczał. Chorego obejmował sen. Budziło go tylko dalekie, dalekie w huku wichrowym wołanie.. Ujrzał przed sobą starca pomiędzy dwoma rumakami, które się wspinały jak tygrysy. Straszny dziad o twarzy jakby wykutej z piaskowca, o długich siwych kudłach, rozczesanych na ciemieniu we dwie strony, trzymał je u pysków i szedł krokiem żelaznym. Rafał uczuł w ręku rzemień uździenicy. Starzec siadł na koń i ukazał się na nim w całej swojej wielkości. Rafał uczuł strzemię pod podeszwą i z dzikim śmiechem skoczył na siodło. Piersi mu pękały od szalonego tchu i słowo więdło na wargach. Schylił się do widma z szeptem:
— Zawieź mię, zawieź...
Nie mógł wymówić nazwy. Zapomniał, jak się to zwie. Widział tylko w głębi swych oczu, czy w mrocznych czeluściach nocy, bladą twarz... Przytulił do siebie ten widok, pochłonął go duszą tak, jak woda chłonie trupa topielicy. Poczęli teraz obaj z dziadem wiać i świstać polami, polami, polami, z najprędszym wichrem w przegony. Zmienili się w kamienne bryły z piaskowca lecące na obłąkanych koniach. Ręce ich stały się grube, opuchłe, jak u przydrożnych figur, oczy nie widziały nic, nawet ciemności...
Jakaż to dobroczynna siła dźwignęła głowę cięższą niż góra? Jakaż to władza poruszyła skały rąk? Ślepe oczy widzą...
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.