szy coś wiecznego powiadał. Gospodarstwo prowadził Michcik. Pod jego przewodem wychodzili ludzie na pańskie, on pilnował parobków i dziewuch folwarcznych, doglądał koni i bydła, stodół i śpichlerza, śpiżarni i kuchni. Sam także gotował obiady.
Wieś, złożona z jedenastu chałup, świeciła na czerwonym, kamienistym wzgórku nędzą swoich przegniłych dachów i ścian zmurszałych.
Jednego dnia w końcu czerwca, zaraz po obiedzie, Rafał siedział w cieniu lip obok brata, miał za chwilę wyruszyć na dalszą wędrówkę. Strzelba stała obok niego, torbę miał pod ręką. Czekał tylko, żeby południowy upał nieco zelżał. Wtem psy drzemiące dźwignęły łby i poczęły naszczekiwać. Za budynkami, na drodze, dał się słyszeć turkot, i wkrótce, w tumanie kurzawy, stanął przed wrotami jakiś pojazd. Za chwilę wpadła na dziedziniec para kusych kasztanów w lśniących szorach z herbami, zaprzężona do wolantki suto platowanej. Z powozu wyskoczył na ziemię smukły młodzieniec. Rzucił na ręce lokaja płócienny kitel i z pięknym ukłonem zbliżał się do siedzących.
— Książę Gintułt — szepnął do brata kapitan.
Rafał z oniemiałym zachwytem przypatrywał się nieznajomemu panu. Zapomniał oddać ukłon, a języka w gębie. Nie mógł oczu oderwać od jego kostyumu z ciemnego sukna i lśniącego obuwia. Książę Gintułt podszedł z uśmiechem do kapitana i serdecznie ściskał jego rękę. Piotr wstał, ale przybyły osadził go zaraz na dawnem miejscu, a sam siadł na brzegu podanego krzesełka. Gdy zdjął kapelusz, Rafał miał możność podziwiania jego prześlicznych jasnych włosów, które
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.