i pełna lęku, poczęła się na szczycie obłoku. Wkrótce stała się świetlista i silna, niby namiętny, daleki, daleki śpiew... Pierwszy nadmierny jej błysk ważył się na cyplu i, rozpędziwszy ciemności, zleciał w głębokie doliny między chmurami. Wówczas przedziwna łuna rozświetliła gnuśne obłoki, ukrytą ziemię, lasy, pola, pustkowia i wszystkie tajemnice nocy. Wolno wypłynął księżyc na firmament bez skazy. Skroś rozległej powierzchni stawu strzeliła pręga ognista, drżąca, jakoby droga daleka, droga grabem szczerozłotem wysłana do onego przedwiecznego kraju gór. Solenna cisza nocy stała nad tym szlakiem, płonącym w nocnej głębi. Olchy wybujałe schylały się ku niej z pod nieba, patrząc weń przerażonemi gałęźmi. Nadbrzeżne wierzby, stojąc w promieniu księżyca, odbiły w wodzie wizerunki swych pniów strupieszałych z zielonemi głowami. Ani jeden wietrzyk nie dotknął wody, ani jeden powiew nie udźwignął schylonych mieczów tataraku. Chwilami lustrzaną toń rozdzierały ostre skrzela grzbietowe okonia. Wrzynały się, jak piła, w złocistą drogę. Kiedy niekiedy plusnęła płotka, igrając z radosnym blaskiem księżyca. Cieszyła się, gdy szły od niej wolno, rytmicznie i jakby przez sen kręgi lekkie, nicestwiejące, obciążone grubem falistem złotem, i znikała w żywiole ciemności. Widać było muchy wodne na szczudlastych nogach z wielkiemi stopami, depcące jedwabną głębinę, i daleki, daleki kwiat lilii wodnej, nieruchomo śpiący na brzegu szerokiego liścia. Kropla rosy nocnej świeciła się w złotym kielichu lilii, jak żywa gwiazda.
Czasem z zarośli, z szuwarów, z gąszczów ol-
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.