Miała włosy jasne, tak jasne, jak ziarno dojrzałej sandomierskiej pszenicy. Przecudne, subtelne rysy, proste a wykwintne, drgały ciągłym śmiechem. Oczy szafirowe, czyste i ogromne, jak firmament, otwierały się ze zdumieniem, wlepiały bez ruchu w twarz starszego brata, z którym nieustannie szeptem rozmawiała — i oto dawał się słyszeć wybuch śmiechu tak niepowstrzymanego, że cały stół wpadał w wesołość, sam nie wiedząc czemu. Chuda Angielka, siedząca obok tej ślicznej blondynki, zwracała wówczas swą długą głowę, i na chwilę śmiech panieński przycichał. Obydwoje, brat i siostra, przybierali uroczyste miny, żeby za chwilę zwrócić na się oczy pełne wrzątku wesołości. Jeden jakiś wyraz, dźwięk cichego słowa wyrywał nową kaskadę, nowy, jeszcze bardziej głośny wybuch. W pewnych momentach, gdy śmieszka najbardziej zanosiła się swem przecudnem cha-cha-cha, książę Gintułt odwracał z trudem oczy od swej sąsiadki i wesołe, wilgotne od wzruszenia źrenice zwracał na rozbawioną siostrę z szeptem:
— Eli...
Nie wiadomo wszakże było, czy potępia tę, zbyt głośną, wesołość, czy tylko prosi uprzejmie zebranych, żeby piękna jeszcze długo mogła się tak śmiać bez przeszkody. Ale nietylko brat księżniczki miał w oczach ów szczególny wyraz. Wszyscy, na kogokolwiek Rafał zwrócił ukradkiem spojrzenie, byli zajęci jedną jedyną sprawą — i właśnie owem radosnem weselem dziewczęcem. Napozór wiodąc między sobą stateczne rozmowy, wszyscy męzczyźni, widać to było w ich twarzach, myślami i uczuciami krążyli obok prześlicznej.
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.