— »Złodziej wszedł do dzwonnicy świętego Marka i wstąpił na wysokość lwa złoconego. Usunął duży kamień, który się sam obrócił, i zobaczył małe wydrążenie w murze. Tam leżał lew bronzowy, któremu przednią odśrubował łapę. We wnętrznościach tego zwierzęcia znalazł pięć kluczów złotych, zaśrubował napowrót łapę, kamień na swe miejsce zasunął a klucze zabrał. Udał się prosto do bazyliki, i, porachowawszy słupy, zaszedł do kaplicy sobie wiadomej. Był tam ciężki konfesyonał drewniany roboty snycerskiej, który się na czopie obracał. Gdy go złodziej obrócił, znalazł kamienną niszę, w której głębi znajdowała się płyta. Zdjął ją, wszedł i znalazł się w korytarzu, wydrążonym w grubym murze. Miał fosfor sycylijski i jeden kamień przezroczysty, wydający z siebie jasność słońca. Użył go do oświetlenia i ciasnemi zeszedł schodami. Tu, będąc już pod powierzchnią morza, zbliżył się do wielkiej sali, dokąd wiodły wielkie drzwi dębowe, sztabą żelazną okute. Otworzył je kluczem i przeszedł. Był w sali, w której sklepienie wspierało się pośrodku na grubej kolumnie. Wyciosana tam była historya świętego Marka od Aleksandryi aż do tajemniczego grobowca. Widać tam było kupców weneckich, nabywających ciało święte; dalej widać było, jak je okrywali słoniną, jak muzułmanie przestraszeni uciekli. Widać, tam było dalej, jak szli na okręt, jak ich napadła straszliwa burza. Widać było, jak wylądowali w Wenecyi, wchodzili do kościoła, do podziemnego grobowca. Widać było, jak doża sam jeden skrycie kryptę odwiedza... Złodziej odśrubował kolumnę i znalazł w podstawie okrągłe schody. Zeszedł po nich i ujrzał
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.