Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

gniętemi brwiami, spokojnie ciągnął wykład. Dookoła, za jego plecami, obok i przed nim, notesy podsunąwszy ku świeczkom łojowym, tłum cierpliwie notował. Książę przysunął się do nich, znalazł kącik za wszystkimi i ciekawie słuchał. Patrzał z pod oka na niezgrabne mundury z nędznego sukna, na owe naramienniki z napisem: »Gli uomini liberi sono fratelli...« Objął głowę rękoma i, napoły słysząc wrzawę, utonął w myślach. Te anegdoty, swada, żart ze wszystkiego, owo tęgie oficerskie dufanie w siebie, cześć dla zgrabności swych łydek i siły w gnatach — wszystko to zwróciło go ku dawnym chwilom. Ta kapitalna duma żołnierska! Coś w nim zadrżało. Śmiech buchnął z piersi. Wodził oczyma po ubraniach, po twarzach. Cóż za zuchy! co za bestye czubate! Każdy z pewnością zaprzysiągł się na nienawidzenie tyranów...
— Do stu tysięcy bomb! — myślał książę — muszę i ja wyimaginować sobie jakiego tyrana i znienawidzić go potężnie, żeby mieć prawo do wstąpienia w szeregi tych dyabląt.
Kiedy spostrzegł, że wykład z zakresu fortyfikacji o budowie »dzieła rogowego« na chwilę przerwany został, a ten i ów ze słuchaczów nachyla ku swej szklanicy szyjkę wspólnego fiasco, skłonił się przed pierwszym młodzieńcem z brzegu i spytał:
— Racz mię waszmość objaśnić, jaka to jest broń, której mundur nosisz?
Młody oficer zmierzył go oczyma, ale odpowiedział z galanteryą:
— Miło mi powitać rodaka... Czy może kandydata do stanu wojskowego?