portyera i ze swą zwykłą, wyniośle grzeczną postawą zażądał wskazania lokalu księcia Sułkowskiego. Zaspany i brudny człowiek, który stał przed nim, przypatrywał mu się w sposób tak oryginalny, że książę zbudził się jak ze snu.
— Książę Sułkowski? — zapytał portyer uprzejmie, gdy oczy jego przybierały wyraz coraz bardziej ciekawy, przebiegły i sobaczy.
— Książę Sułkowski — powtórzył Gintułt, zaglądając mu między rzęsy wzrokiem równej siły — aidede-camp generała Buonapartego.
— Tak, tak... generała Buonapartego — wymamrotał tamten.
— Co mówisz obywatelu?
— Cóż jabym śmiał mówić o tak wielkim generale Buonaparte? Książę u niego służy za adjutanta — che-che...
— Książę, rzeczywisty książę...
— Bagatela! U tego samego generała Buonaparte, który kazał swoim siepaczom walić z armat do ludu nie dalej, jak dwa lata temu...
— I pobił cztery armie wrogów.
— A niech on zginie ze swemi zwycięstwami! Cztery armie... Co to mnie obchodzi? Oto ramię strzaskane ułamkiem kartacza... Kazał armaty wytoczyć pod Tuilerye! Ten sam generał Buonaparte...
Książę nie słuchał dłużej. Wrażenie obmierzłej troskliwości o własny spokój, pewna postać niepowstrzymanej wzgardy, która natychmiast mogłaby się zmienić w policzek, albo plunięcie w natarczywe ślepia, pchnęło go na schody. Sam znalazł w ciemności drzwi wskazane i zastukał. Długo mu nie otwierano. Wresz-
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/291
Ta strona została uwierzytelniona.