Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.

czając do szkół, rzadko go widywali. Po ich wyjeździe na wakacye, nie zaproszony wcale, Rafał został na koszu. Nie miał, co prawda, chęci wyjeżdżać z miasta. Bawił się tu arcy-wesoło. Mecenas Dorszt, prowadzący interesy grudzieńskie, u którego mieszkał, wcale nie zajmował się jego edukacyą, ani tem mniej konduitą. Ze swej izdebki obok kuchni de Olbromski miał możność wymykania się na miasto w każdej porze dnia, tudzież w każdej porze nocy. To też używał, osobliwie w karnawale. Miasto Kraków aż drżało od zabaw, huczało od muzyki. Zamożna szlachta zjechała z całej Nowej Galicyi. Reduty i bale nie ustawały. We fraczku francuskim, jaki studenci retoryki i poetyki nosili z urzędu dla odróżnienia się od niższych, z polska odzianych uczniów klas łacińskich, dostawał się tu i owdzie na bale, wprowadzany przez zamożniejszych kolegów, i hulał do upadłego. Umiał już prowadzić angielskie kontredanse, francuskie kadryle, strasburskie i styryjskie sztajery. Bardziej wszakże, niż tańce, wciągnęło go i porwało życie publiczne w kafehauzach, z niemiecka urządzonych. Bilard, karty i tajemne uczęszczanie na pijatyki były przez całą zimę na porządku dziennym. Nadaremnie prorektor gimnazyalny Himonowski (od powtarzanego często przysłowia zwany Nempe) ścigał łobuzów dniami i nocami. Umieli zawodzić znakomicie jego czujność i przyprawiać ciało pedagogiczne o zgrozę, rozpacz i przedwczesne łysiny. Zadymiony i cuchnący kafehaus Gerersdorfa z olbrzymią fajczarnią, zatłuszczonymi stołami i podartymi bilardy miał tajemniczy urok, którym przyciągał. Tylnem wejściem po brudnych schodach wpadała codziennie