— Helena, Helena... — świstały młode trawy, przez, wiosenny wiatr kołysane. Ale nim dzień upłynął, wszystko przywalił gruz, i zasypało suche wapno. Mijały znowu tygodnie głuchego zapomnienia, zupełnej ciszy i rozpustnej nicości serca.
W tym czasie najbliższe pobratymstwo Rafał zawarł z koleżką Jarzymskim. Był to zamożny chłopiej sierota, zostający na opiece swego stryja, byłego rotmistrza kawaleryi narodowej. Opiekun miał duży majątek w okolicach Siewierza i usiłował ściśle kontrolować wydatki pupila, który rzucał pieniądze na prawo i lewo. Młody Jarzymski czekał tylko chwili dojścia do pełnoletności, żeby się wyprządz z twardego jarzma opieki stryjowskiej. Nim wszakże to nastąpić mogło, musiał, w braku gotowizny na reprezentacyę bilardową i baletową pożyczać, skąd się dało. U niego też odbywały się najbardziej hazardowne gry po nocach, oraz pijatyki. Od niego wyruszano na reduty. Jarzymski miał zawsze u siebie kilka butelek doskonałego węgrzyna ze składu Kraussa, on dla studentów gimnazyalnych był wyrocznią mody i twórcą tężyzny. Olbromski był jego prawą ręką, pomocnikiem i powiernikiem. Kasę mieli wspólną. Dzielili się nią w sposób wzrusząjąco arkadyjski, równie bezinteresownie, jak każdym zapałem dla nowej gwiazdy baletu, albo zawodem w karcianych przegranych. Właśnie dzięki tylko tej przyjaźni z Jarzymsiem de Olbromski wstąpił na filozofię. Rotmistrz-opiekun wymagał natarczywie studyów, chciał widzieć swego wychowanka na jakimś urzędzie, które się otwierały po dystryktach, pragnął, żeby koniecznie zdał egzamin na komornika, co dawało bardzo dobre
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.