Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/322

Ta strona została uwierzytelniona.

sobie piszczałkę i gra na niej jednostajną, uboższą, niż ptasia, piosneczkę. Samotnie stały pałki o wąskich liściach, długich na kilka łokci, podobnych do mieczów, a z pośrodka nich wyrastały proste pędy z ciemnoszarymi wełniakami, które słońce w perzynę obróci. Po mokrem zboczu nad stokiem zwisał mech barwy tak żywej, że zacierał rozkoszny błękit niezapominajek, a z pomiędzy jego zwojów czołgała się ku wodzie masa szerokich liści, niby monstrualnie rozrosłe żabie nogi z mokremi błonami. Były to liście szorstkie, najeżone mnóstwem chropawych kolców. Zdawało się, że te żywozioła wciąż syczą i wciąż drżą w bezsilnym gniewie, że trupie ziewy chuchają z pod ich błon zielonych, i martwe oczy lśnią pod nieruchomemi powiekami. Tam także rosły kosaćce błotne, zwane płonemi, a nadewszystko rosły »jaskółki«, kwiaty o szerokich liliowych kielichach. Gdy Rafał ujrzał pierwszy z nich, nagle mu przyszło na myśl, że ten kwiat to księżniczka. Nadobny kwiat sobie samemu pięknością przyświecał w tem zaciszu. Wynurzał się z mokrych traw i zatapiał w duszy człowieka cudnej siły niezwalczony urok. Rafał złamał kruchą łodygę, przycisnął do warg subtelny kielich i zdusił go, zdruzgotał, spalił pocałunkami.
Jednego dnia Rafał zastał przy źródełku siostrę. Zofka przez czas jego nieobecności dojrzała, wyrosła i stała się piękną dziewczyną. Rzadko się wydywali na osobności. Schodziła teraz z góry małą ścieżką, wyżłobioną w glinie. Nie spostrzegła go i nucąc zcicha, poszła na prawo od źródła. Rafał widział jej głowę z płowymi włosami, przesuwającą się między tarniną,