Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/329

Ta strona została uwierzytelniona.



MANTUA.

Okno szczelnie zatarasowane wewnętrzną, składaną okiennicą... Lipcowy promień słońca włamał się już do wnętrza i, pełzając po wydeptanych cegłach posadzki, kruszył głęboką ciemność. Najmniejszego turkotu, żadnego szelestu... Jaka rozkosz! Cisza tak zupełna, że smętne nucenie mantuańskich komarów błąka się po izbie i całkowite, od początku do końca, brzmi w uchu. Książę Gintułt, przebudziwszy się ze snu, odczuwał trwanie tej ciszy, jak doskonałe szczęście. Nie walą gromy, nie dzwonią tęskliwie szyby, nie sypią się pacyny ze ścian i sufitu. Pogrążonemu w łaskawe drzemanie widziało się, że to jest pierwsza chwila po przybyciu do tego miasta, że to jeszcze kwiecień. Wystawiał sobie, że wolno idzie z Porta del Beluardo przez groblę, prowadzącą do szańców przedmostowych San-Giorgio, ażeby ujrzeć cmentarz, miejsce czynu Sułkowskiego. Po to jedynie przybył. Ujrzy to miejsce, rzuci jakoby lauru liść na czoło, upojone marzeniami, którego już niema, i odjedzie stąd co prędzej. Wody wiosenne napełniły po brzegi Lago di Mezzo i Lago