di Sotto. Modre fale żywo chwieją się, gonią i chlaszczą pianami po rudych murach. Ze drżeniem pędzą do portu Catena i do portu Ankony. Ciekawie zajrzą w ich wnętrza obmurowane i uciekają na łeb na szyję, przerażone dzikością starych bastyonów. Za groblą droga idzie pod bramami fortu, później na prawo ku niewielkiemu wzgórzu. Wiosenny wiatr lekko poddyma pył drogi... O cudne trawy, któreście wówczas kryły foremne stoki i narożne bulwy szańców, nasypy, skarpy i przeciwskarpy obmurowanych rowów! Drzewa platanów z łagodnymi liśćmi, Wergiliuszowe ulubieńce »miłujące słodkie wody...« Myśli strudzone od malaryi plączą się i gubią. To, co oczy widzą w marzeniu, leci stronami. Jakież to miejsce tam daleko widać?
Szwajcarya-ż to, gdzieś u płytkich zalewisk Zurychu jeziora, gdy idzie nawałnicą górska wiosna? Trzciny szelestne, suche, jasnożółte, nad ruchliwym fioletem toni... Może to u nas? Może to Wołyń? Widome przedmioty dalekie i blizkie, drzewa i trawy, zamglone rysy domów i siniejące góry są jak gdyby dźwięki najsubtelniejsze nie nazewnątrz nas, lecz w głębi duszy. Nie pochwyci ich pamięć, ni myśl. Tulą się do sennych wspomnień. Nazwa bolesna błąka się i łka w pamięci, krąży dokoła mózgu, szeleści w uszach, w oczach, w uściech mściwie ściśniętych. Kurczem dłoń zwierał... Mantua! Mantua!
Szpaler świerkowy ciągnie się górą ku cmentarzowi za murem starej twierdzy przedbramnej. Nie oczekiwane napastowanie żalu na widok tych świerków, które korzeniami wyssały krew tysiąca rycerzy. Cicha, przyziemna brama cmentarna. To tam.
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/330
Ta strona została uwierzytelniona.