Poszatkowałbym go na kapustę, gdyby do rzeczy przyszło, bo ręki, powiem ci otwarcie, nie miał...
Rafał pomyślał sobie, że pewnie dlatego nieboszczyk brat wybrał pistolety po sprzeczce z Gintułtem. Zląkł się walki na szpady. Ze strachu umarł... Niemiłe rozczarowanie co do brata, obrzydliwe rozstrzygnięcie zagadki przewinęło się w jego sercu. Uderzył w kielichy i pił tęgo, żeby z siebie wygnać zmorę wspomnienia. Wnet zaczął mu imponować nowy przyjaciel. Pragnął rzucić mu się w objęcia, czemkolwiek wyrazić swoje uczucie. W pewnej chwili wstał i zawołał na cały głos, uroczyście wznosząc szkło do góry:
Wnoszę ten toast na cześć psiarni w Oleśnicy!
— A ten co znowu? — wołano.
— Słyszeliście!
— Kto to jest?
— Dojeżdżacz Kalinowskiego..
— Ja wznoszę ten toast — wołał zezowaty, naśladując do złudzenia drżący nieco głos Rafała — nietylko na cześć psiarni w Oleśnicy, lecz i na cześć kurnika w Pacanowie!
Głosy te ginęły w nadzwyczajnej wrzawie. Rafał ze ściśniętemi pięściami zaczął się przedzierać do zezującego prześmiewcy, ale nie mógł roztrącić zbitego tłumu. Dwaj przeciwnicy rzucali się tutaj na siebie z krzykiem:
— Twoje dobra na Litwie! Kłamco, drżyj! Wiadomo przecie, żeś się dorobił, jako hecmajster, na Brackiej ulicy.
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/041
Ta strona została uwierzytelniona.