Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

czary w najwyższą potęgę ziemi, w najzawilszą sprawę świata, w sprawę odrodzenia rodu ludzkiego. Widzi na brzegu morskich zalewisk pelikana, który błąka się nad falami i znosi dzieciom swym strawę. Jest on jakoby znak hieroglificzny wszego żywota, napisany w chwili poczęcia ziemi między morzem a lądem suchym. Mówią dawne legendy, że pelikan krwią żył swoich wskrzesza zabite dzieci, że rozdziera dziobem pierś swoją... Stamtąd wychodząc, Fortunatus przejrzał wszystko, przemyślał wszystko. Widział w dumaniu szczęśliwego ojca, któremu los dał kości twarde, a w nich niepożyty szpik. Widział go, jak się doczekał siwizny syna, jak w nim powtóre przeżył dojrzały żywot, zamknął w pamięci ogrom zdarzeń od dziejów pierwszej miłości aż do dziejów ostatniego złudzenia. Z nich wysnuł niewzruszoną mądrość męską. Widział go, gdy się doczekał wnuka i w jego szczebiocie trzeci raz usłyszał gwarę swego niemowlęctwa.
Widział go wreszcie zaszłego w lata, w głęboką, »dobrą«, jak mówi Pismo, starość, kiedy zwolna a chętnie i z pociechą stawał się jakoby rolą niską i płaską, gruntem spokojnym i niemym, próchnicą, gliną i piachem bez imienia, w który wrastają korzeniami rozłożyste, szumiące drzewa. Z niego idzie w gruby śniat, w tęgie konary i w obie gibkie gałęzie, w lotne, poświstne za każdym wietrzykiem rózgi i witki — sok żywota... Widział go, gdy się w głuchej tajemnicy przed resztą ludzi kłonił do snu wiecznego i chętnie marzył o wypoczynku w śmierci, nad którym unaszać się będzie gwar i szczebiot pokoleń. Widział tę jego chwilę, kiedy znużony długością a niskością zabiegów i zdobyczy