razu możnaby zabić konia. Leżały dwa duże placki, owczy ser i trocha wina w grubej, brzydkiej butelce. Rafał uczuł na głowie swej i na ciele bandaże, a pomacawszy, rozeznał, że głowę ma obmytą i rany jej zawiązane czystemi szmatami.
Próbował wstać, ale skoro się z miejsca poruszył, uczuł po raz pierwszy, że Heleny niema. Boleść runęła na niego, jakby się zwaliła owa nawisła skała. Leżał pod nią bez protestu, zabity i rozmiażdżony. Długo to trwało, tak długo, jak tylko zmysły mogły udźwignąć. Ale po upływie niewiadomego czasu boleść zaczęła przemieniać się i doskonalić. Nie zechciała być dłużej nędznym głazem, który rozgniata ślepym i głupim ciężarem. Stała się jakoby chytrym a podłym człowiekiem. Wyrosły z jej kamiennego cielska dwa organy: wspomnienie i marzenie. Temi dwiema rękoma ujęła głowę zbudzonego z niewiedzy i poczęła ją równo, łagodnie kołysać. Raz ją obracała oczyma ku ubiegłemu szczęściu, drugi raz ku przyszłości, tonącej we mgle marzeń. Między jednym a drugim ruchem, jak mechaniczne wahadło, wydawała z żelaznych trzewiów swych szczęk suchy, przeraźliwy w zimnej łagodności, miękki, dokonany głos: Niema...
Rafał leżał zrazu, jak przedtem, zwyciężając wszystko siłą ciała, ale ona była mocniejsza nad wszelką siłę. Jej długa praca była nieskończenie wytrwała, ob rachowana przed wiekami, zastosowana do wszelkiego oporu w ludzkim gatunku. Głos jej wdzierał się do skrytości duszy niespostrzeżenie, jak żądło komara a działał straszliwie, jak uderzenie kuli działowej. Nadeszła zła chwila. Nieszczęśliwy zerwał się ze swego
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.