Wtedy dźwignęły go z ziemi razy bata. W dolinie, za lasem, obaczył rozłożony obozem oddział kirasyerów lotaryńskich. Żołnierze przypatrywali mu się ciekawie i mówili do niego po niemiecku. Rozumiał ich doskonale, ale milczał, zobojętniały na wszystko, co nie miało styczności z jego duszą. Cieszyli się, że pojmali zbójnika... Sześciu jeźdźców przywiązało go do swych siodeł. Skoczyli na koń, dobyli szabel i poprowadzili go między sobą w daleką drogę. Szedł teraz rozdołami, po podgórzu węgierskiem, mijał łąki, wsie piękne, leżące spokojnie pod cieniem jaworów. Przebywał czystą, zieloną rzekę, po drewnianych mostach, sztucznie wiązanych. Tu i tam sennemi oczyma widział bydło rozrosłe z niezmiernymi rogami. Kilkakroć w górskiej wiosce żołnierze przystanęli na chwilę, żeby się napić wody. Czasami który z nich wymienił nazwę wsi: Krasnohorka, Krywe, Lekotka... Były to jedyne dźwięki, które od nich słyszał. Gnali go dalej a dalej... Coraz częściej trafiały się wsie długie, ciasno zabudowane, z bielonemi chaty o dachach ze słomy, albo zczerniałego gonta. Zdala wśród nich widać było białe, grubomure kościołki z gontowymi dachami i baniami pokrytemi zardzewiałą blachą. Naokół widać było pod górami folwarki z murowanymi budynkami. Wyżej lasy świerków, buków i dębów. Szła obok drogi wierna towarzyszka rzeka, zasłana żabicami. W jednem miejscu siedział w czółnie kudłaty dziad, czekając na tych, coby się na drugi brzeg przewieźć chcieli. Zgonionemu przyszło na myśl słowo Charon... Ale co znaczy to słowo? skąd przyszedł taki do głowy dźwięk?... Gryzł oczy i wargi biały kurz gościńca. Twarda i długa jest
Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.